Sucha karma, surowa wołowina i ziemniaki puree..
Zamieścił o Brak komentarzy

Upał minionych dni dał nam nieźle popalić. W ogrodzie wysiedzieć było nie sposób a i dom nagrzał się tak, że
psy ledwie zipały. Towarzystwo rozkładało się pokotem w najchłodniejszych miejscach na podłodze, a Monia
chłodziła się leżąc brzuchem do góry. Dzisiaj już znośnie – miłe 22 stopnie i w końcu można
odetchnąć.
Monia przyrasta teraz bardzo szybko. Dzisiejszy pomiar jej obwodu wskazał ponad 78 centymetrów, czyli prawie siedem centymetrów więcej niż w ubiegłą sobotę. Staram się o ten przyrost wagi i kondycję Moni jak tylko mogę, a łatwo mi nie jest, bo ciężarna znowu grymasi, posiłki trzeba jej urozmaicać i najchętniej jadłaby codziennie coś innego, coś lepszego niż poprzednio, tyle, że nie bardzo może się zdecydować co by jej zasmakowało. Cztery razy dziennie karmię psinę z różnym skutkiem. Raz zje z apetytem wszystko, innym razem nawet nie tknie, ale po godzinie upomina się o swoją porcję z nadzieją, że dostanie coś bardziej smakowitego. I dostaje, na ile mi wyobraźni i pomysłów starcza. Na wcześniej ulubiony jogurt już nawet nie spojrzy. Serek wiejski, stojący zawszy wysoko w hierarchii przysmaków, teraz w całkowitej pogardzie. Gotowana ryba oraz drób stanowiły menu ubiegłego tygodnia. W tak zwanym międzyczasie ślina kapała Moni na widok i zapach gotowanych ziemniaków (!!). Ok, odrobinę puree dostała. Mniam-mniam jakie pyszne! W tym tygodniu surowa, mielona wołowina z dodatkiem warzyw i tego jej ziemniaczanego puree. No i krakersy, bez których obejść Monia się nie może. Czyste szaleństwo tak karmić sukę w ciąży! A sucha karma? A i owszem. Przedwczoraj na próbę zamówiona inna niż zazwyczaj, przyjęta została przez stado z entuzjazmem. Nawet Monia tak jadła, aż wydawało się, że wybije w misce dno. Przez dwa dni smakowało. Dzisiaj już na suchą karmę nie chce patrzeć.
Wracamy do mielonej wołowiny. Ta sprawdza się zawsze.
Monia przyrasta teraz bardzo szybko. Dzisiejszy pomiar jej obwodu wskazał ponad 78 centymetrów, czyli prawie siedem centymetrów więcej niż w ubiegłą sobotę. Staram się o ten przyrost wagi i kondycję Moni jak tylko mogę, a łatwo mi nie jest, bo ciężarna znowu grymasi, posiłki trzeba jej urozmaicać i najchętniej jadłaby codziennie coś innego, coś lepszego niż poprzednio, tyle, że nie bardzo może się zdecydować co by jej zasmakowało. Cztery razy dziennie karmię psinę z różnym skutkiem. Raz zje z apetytem wszystko, innym razem nawet nie tknie, ale po godzinie upomina się o swoją porcję z nadzieją, że dostanie coś bardziej smakowitego. I dostaje, na ile mi wyobraźni i pomysłów starcza. Na wcześniej ulubiony jogurt już nawet nie spojrzy. Serek wiejski, stojący zawszy wysoko w hierarchii przysmaków, teraz w całkowitej pogardzie. Gotowana ryba oraz drób stanowiły menu ubiegłego tygodnia. W tak zwanym międzyczasie ślina kapała Moni na widok i zapach gotowanych ziemniaków (!!). Ok, odrobinę puree dostała. Mniam-mniam jakie pyszne! W tym tygodniu surowa, mielona wołowina z dodatkiem warzyw i tego jej ziemniaczanego puree. No i krakersy, bez których obejść Monia się nie może. Czyste szaleństwo tak karmić sukę w ciąży! A sucha karma? A i owszem. Przedwczoraj na próbę zamówiona inna niż zazwyczaj, przyjęta została przez stado z entuzjazmem. Nawet Monia tak jadła, aż wydawało się, że wybije w misce dno. Przez dwa dni smakowało. Dzisiaj już na suchą karmę nie chce patrzeć.
Wracamy do mielonej wołowiny. Ta sprawdza się zawsze.
Brak komentarzy