Wszystkie moje dorosłe psy zbuntowane i protestują przeciwko zimie. Jeszcze tydzień temu
były zadowolone ze śniegu, bawiło ich białe szaleństwo, teraz patrzą ze wstrętem na zasypany ogród, nie chcą
wychodzić z domu, a gdy zachęcam towarzystwo do wyjścia, to nagle nikogo nie ma... Wszystko pochowane! Misiek z
Simonką dekują się pod stołem, Tequilla ma lepszy schowek, bo za kanapą, Bella natychmiast przypomina sobie, że
dzieci nienakarmione, więc ładuje się do skrzyni i żadna siła nie jest w stanie jej ruszyć. Jedynie Monia
zapomina, że na zewnątrz biało i zimno, biegnie do wyjścia, ale tylko po to aby zaraz zawrócić i bawić się ze
mną w chowanego.
Naczelny umęczony odśnieżaniem i zły jak chrzan. Ostatni sklepik w naszej wsi zbankrutował, więc po aprowizację
trzeba ruszyć się do miasta po fatalnej drodze, ale przedtem trzeba było wykopać spod śniegu pojazd. Próbowałam
pocieszyć Piotra, że ci co mieszkają w igloo mają jeszcze trudniej, ale raczej chybiłam. Tkwimy więc zasypani i
prawie odcięci od świata, ale mamy prąd i zaopatrzoną lodówkę, więc jeszcze jakiś czas przetrzymamy.
A szczenięta w dalszym ciągu śnią na biało (mleko!) i dobrze im z tym.
Brak komentarzy