- Styczeń, 2012
-
Indywidualny spacer psa
Opierając się na dotychczas zgromadzonym doświadczeniu, muszę jednoznacznie stwierdzić, że sobotni spacer to kwintesencja radości z posiadania psa, a z uwagi na wymiar, ulubiony dzień tygodnia. Nie mogło więc być inaczej i tym razem. Przygotowałem wodę do picia, odskrobałem szyby niebieskiej strzały i szybciutko zawiozłem sunie do lasu.
Odpowiednia ilość sporawych zapałek z gołą miotłą u góry, swobodnie i nonszalancko rozmieszczonych na wzniesieniach i dolinach, raczej istotnych rozmiarów, to najodpowiedniejsza przestrzeń do weekendowego relaksu. Takie te nasze góry nad morzem. Pierwszy podbieg wyznaczam ja, bo to też i właściwa chwila na wyrównanie ciśnienia i zrzucenie balastu. Stąd zwykle na grani bywam pierwszy ze stada, ale wszelką przewagę tracę, na następującym zaraz po, zbiegu. To czas, podczas którego cztery bez mrugnięcia okiem rozprawiają się z dwoma, węsząc przy gruncie zyskują istotny dystans, mimo zataczania kręgów, sprawdzania pozostawionych śladów przez tambylców oraz ogólnie sinusoidalnej trajektorii przemieszczania. Na drugi szczyt docieram raczej po pozostawionych śladach moich milusińskich. Stąd na drugim zbiegu Mo zwyczajowo daje mi fory, orbitując w najbliższej okolicy, dając mi subtelne poczucie wspólnego spaceru z psem. Za to Pocoyo w tym momencie odbywa już indywidualny spacer psa. -
Zimowe zabiegi pielęgnacyjne
Dzisiaj trochę o zimowej pielęgnacji naszych shar pei. Intensywne wyczesywanie tych co akurat zmieniają sierść i lekkie traktowanie szczotką tych co jeszcze przed zrzucaniem włosa, to już standard. Bo to jest tak, że mroźne powietrze na zewnątrz sprzyja gęstnieniu naturalnej okrywy włosowej, a wewnątrz ciepły i wysuszany przez kaloryfery domowy mikroklimat przyspiesza zrzucanie zimowego puchu. Ale nie narzekam. Gorzej było gdy topniał śnieg, a na zewnątrz wszędobylskie błoto. Każdy powrót psów z dworu do domu kończył się myciem łap (czytaj: umycie i wytarcie do sucha dwudziestu psich nóg kilka razy dziennie!).
A skoro jesteśmy przy psich łapach, to parę słów jak zadbać o nie gdy ziemia pokryta zmrożonym śniegiem, podłoże lodowate, a chodniki solone.
My zimą, przed każdym spacerem stosujemy na psie stopy maść ochronną domowej produkcji. Składniki: 10 gramów wosku pszczelego, 2 łyżki miodu, 1 kapsułka witaminy E.
Przygotowanie maści jest dziecinnie proste. Wosk podgrzewamy aż stanie się półpłynny, dodajemy do niego miód i zawartość kapsułki witaminy E. (kapsułkę przed wyciśnięciem zawartości schładzamy). Całość dokładnie mieszamy, po czym gotową maść umieszczamy w słoiczku. Tak przygotowany specyfik możemy przechowywać przez kilka miesięcy. Polecam. -
Piękny styczniowy dzień
Prawie bez słów, za to z dzisiejszymi zdjęciami Aferki na leśnym spacerze.
-
Miejsce odpoczynku psa
Pora roku taka, że ciemno niemal na okrągło, więc i jakoś to wypada, że i spania więcej. Miejsce wypoczynku psa musi więc spełniać odpowiednie standardy, co do wygody, przyjazności i atmosfery z nim związanej. Kocyk i owszem można położyć, ale po to aby dodatkowo wymościć posłanie, co to w podstawowej wersji nieco za twarde. Poduszki też konieczne, bo głowa nie może opadać a i kark musi czasem odpocząć. W końcu, jak to mawiają, jak się wyśpisz, taki będziesz miał humor.
Morcheeba przy tym przejawia charakter "polskiego muzeum". Naciesz oko, natchnij się, wzrusz, podziwiaj, ale nie podchodź zbyt blisko i nie dotykaj. Z drobnymi wyjątkami dla kustosza pancia i konserwatorki panci. I choć na sofie jest mile widziana, to od zawsze czeka na zaproszenie potwierdzone przez nas obojga.
-
Wyobraźnia napędem do zabawy
Od lewej: Monia, Aferka i Bella. Bawią się w tropienie wiewiórki.
Śnieg jest ciągle jeszcze sporą atrakcją dla naszego stadka shar pei. Można go jeść (chociaż zabraniam), lizać lub tarzać się w nim. Psy to lubią, a my cieszymy się, że one się cieszą.
Na zdjęciu widzimy jak towarzystwo bawi się w szukanie wiewiórki. Zabawę w "wiewióreczkę" zainicjował Piotr już dawno temu. A było to tak: pewnego dnia mały rudy gryzoń przebiegł przed psami i zanim te zdążyły zareagować, czmychnął przed nimi na drzewo, a stamtąd jednym susem pokonał ogrodzenie i tyle go było widać. Epizod ten zaintrygował gromadkę, która długo jeszcze szukała wiewiórki pod jabłonką. Piotr ubawiony sytuacją sekundował psom pukając patykiem w drzewo i nawoływał: " wiewióreczka, wiewióreczka!!", a psy albo wspinały się na pień jabłoni, albo węszyły w trawie.
Minęło dużo czasu od tamtego wydarzenia, ale nasze zwierzaki zapamiętały zabawę w szukanie wiewiórki i ilekroć wraz z Piotrem znajdą się w pobliżu wspomnianego drzewa, czekają tylko na sygnał do zabawy i bynajmniej nie chodzi im przy tym aby złapać rudzielca, ale by gonić go. Nawet wówczas jeśli wszyscy zainteresowani zabawą wiedzą, że nie ma żadnej wiewióreczki w pobliżu i cała akcja toczy się tylko na niby.
Strona 1 z 3, łącznie 12 wpisów
Ostatnie komentarze